1.9K views, 19 likes, 2 loves, 3 comments, 8 shares, Facebook Watch Videos from BBC Earth: #Menopauza to jeden z ostatnich tematów tabu dotyczących kobiet, owiany mitami, pełen stereotypów, 💦 Mój drugi kanał o Zjeżdżalniach Wodnych! https://www.youtube.com/WaterTube💙Twitter https://twitter.com/PAITZone 📷 Instagram http://www.instagram.c Co Ty wiesz o Mongolii? Zapraszam.FAKTY NA WYNOS https://www.youtube.com/user/ZapachopiumPATRONITE https://patronite.pl/profil/230169/michal-sobolewski Julie ( Jessica Biel) jest pielęgniarką, która samotnie wychowuje dziecko po śmierci męża. Pewnego dnia jej syn znika. Zrozpaczona kobieta zaczyna prowadzić prywatne śledztwo. Atmosfera grozy narasta, a z czasem okazuje się, że prawda jest znacznie bardziej przerażająca niż można było się spodziewać. Opisy filmu Człowiek z lirik maula ya sholli wasallim daiman abada burdah. Piszę o moim ulubionym miejscu w Maroko – Błękitnym Mieście Chefchaouen. Znane z niebieskiego koloru budynków, leży na jednym ze wzgórz Gór Rif. Miasto wygląda jak z bajki – labirynt wąskich uliczek i budynków pokrytych niebieskim kolorem. Podobał mi się też jego spokój – w starej części nie ma ruchu samochodów, jedynie małe uliczki dookoła głównego placu tzw. stara medina. Farby można za taniochę kupić na ulicach Chefchaouen. Mieszkańcy chętnie malują domy na niebiesko, żeby przyciągnąć turystów. Dlaczego Błękitne Miasto jest niebieskie? Niebieski to popularny kolor w Maroku. Wielemias ma swoją starą Medinę w kolorze białym i niebieskim. Chefchaouen zaś ma unikalny styl – niebieski jest bardzo intensywny, a biały prawie nie występuje. Skąd wziął się pomysł na ten mocno niebieski kolor? Pierwsza teoria przywołuje czasy, kiedy Żydzi uciekali od Hitlera. Wielu uchodźców, szczególnie tych z hiszpańskiej Andaluzji, przybyło do północnej Afryki, do Maroko czy Algierii. Miasto pomalowali na niebiesko bowiem w ich wierze ten kolor symbolizuje niebo, a to miejsce było dla nich upragnionym ocaleniem. Druga teoria jest bardziej praktyczna – kolor niebieski odstrasza muchy i komary oraz wszelkie owady latające, których nie lubimy. Prawdopodobnie kojarzy im się z wodą i wolą nie siadać na coś, co niebieskie. Stąd wiele wiosek rybackich jest w tym kolorze. Na przykład Grecja, która posiada wiele malowniczych rybackich miasteczek, gdzie domy mają pomalowane na niebiesko drzwi i okna. Obie teorie mają sens, jednak to co jest pewne to to, że niebieski kolor miasteczka przyciąga turystów jak muchy! Odwiedzający chętnie spacerują ulicami uspokajającego miasta i pstrykają kolejne fotki. Prawda jest taka, że będąc w tym malowniczym miasteczku masz ochotę robić zdjęcia praktycznie na każdym kroku! Z czego słynie Błękitne Miasto Maroko Chefchaouen? Miasto nie jest znane tylko i wyłącznie z błękitnego koloru. Rif Góry są głównym źródłem haszyszu dla Maroko, a także na eksport. Wzgórza są obficie porośnięte tą rośliną. Wywiera to wpływ też na lokalnych – są zrelaksowani i poruszają się w wolnym tempie – tak jak i miasteczko. Haszysz kupisz niemal na każdym rogu. Ponadto błękitne miasto znane jest z licznych tu hammamów – łaźni tureckich. Czy już próbowaliście? Gorąca sauna i stare kobiety obracające cię jak worek ziemniaków i szorujące cię szorstką szmatą by usunąć martwy naskórek. MMMmmmarzę o tym… Co warto zobaczyć w Błękitnym Mieście Chefchaouen? Błękitne miasto jest bardzo małym miasteczkiem. Większość ludzi przyjeżdża tu tylko na dwa dni, ale niektórzy zostają dłużej, aby odpocząć. Spacer po starej medynie to najważniejsza atrakcja, która zahipnotyzuje cię kolorem na kilka godzin. Jednak niebieskie uliczki to nie wszystko! Wychodząc z murów medyny, po schodach, zobaczysz wspaniały widok na całe błękitne miasto. Gorąco polecam, aby tam dotrzeć na zachód słońca! Poza tym, możesz powędrować na sąsiednie wzgórze do meczetu hiszpańskiego. Widok z tego miejsca na błękitne miasto jest oszałamiający. Jeśli zaczniesz mieć dość niebieskiego, wyjdź z medyny w kierunku wodospadu Ras el Maa. Wodospad ten znajduje się na wschodnim krańcu medyny i jest miejscem spotkań towarzyskich mieszkańców. The Bee is a nature lover and tea addict. Loves the idea of slow life and responsible traveling, constantly trying to improve to bee more eco-friendly. Appreciates old cultures and traditions, loves to immerse with locals, listen to ethnic music as well as taste regional food and drinks. Her favorite spots while traveling are family houses and street markets. Learn more about the author Date: 16:06 Serial Wyobraźcie sobie, że pewnego dnia budzicie się na szpitalnym łóżku. Nie możecie znaleźć komórki ani portfela, a więc nie macie pieniędzy i dokumentów. Nie możecie dodzwonić się do bliskich, kupić jedzenia czy wynająć pokoju hotelowego. Nie możecie także wrócić do domu, bo i za co? W dodatku wszyscy mieszkańcy miasteczka wydają się być mocno podejrzani. Zachowują się jakby ktoś ciągle ich obserwował, są nie mili i nie ufni, by nie napisać: wrogo nastawieni. W końcu okazuje się, że nie możecie wrócić do domu, bo nie ma drogi prowadzącej z miasteczka do reszty świata, a cały teren jest zabudowany murem...pod napięciem. Nieciekawie, prawda? W takim właśnie miasteczku obudził się bohater serialu "Miasteczko Wayward Pines", Ethan Burke (Matt Dillon). Ethan jest tajnym agentem, który trafił do Wayward Pines w poszukiwaniu swoich dwóch zaginionych współpracowników, w tym byłej kochanki Kate Hewson (Carla Gugino). Sprawa byłaby banalna do rozwiązania, bo już na samym początku serialu udaje się odnaleźć oboje. Jeden martwy rozkładał się w okolicznym domku, a Kate zamieszkała w sąsiedztwie. Problem polegał na tym, że Kate była o kilkanaście lat starsza (a nie powinna, bo Burke się nie postarzał) i bawiła się w dom z mężem, gwiżdżąc na pomoc Ethana i trupa kolegi. Ogólnie wszystko w miasteczku jest jakieś dziwne. Ludzie nie rozmawiają o swojej przeszłości. Nie ma telewizji, internetu, kontaktu z zewnętrznym światem, a w dodatku urządza się publiczne egzekucje ku uciesze tłumu. Takie tabliczki to przecież normalna rzecz na co dzień spotykana w amerykańskich miastach, prawda? Brzmi trochę jakby serial opowiadał o eksperymentalnym miasteczku. Jednak to nie projekt badawczy (a przynajmniej nie do końca), lecz ...mało brakowało a zdradziłabym Wam wielką tajemnicę! Nie ma tak dobrze! Jeśli chcecie dowiedzieć się czym tak naprawdę jest Wayward Pines to obejrzyjcie. Serial od samego początku miał mieć jedynie 10 odcinków tworzących zamkniętą całość i tak też się stało. Stosunkowo niedawno został wyemitowany ostatni, więc to duży plus dla wszystkich, którzy nie lubią czekać na nowe odcinki, a tasiemce ich męczą. A jeśli dla kogoś to za mało i chciałby więcej to zawsze może przeczytać książkową trylogię "Wayward Pines" Blake'a Crouch'a, na podstawie której oparto tę produkcję. Sama przeczytałam jedynie pierwszą część, ale może to i dobrze, bo dzięki temu serial dalej potrafił mnie zaskoczyć. Chociaż kilka scen (z pierwszej części) zostało zmienione, co normalnie mnie irytuje, jednak w tym przypadku wydawało się sensowne. Ba! Wydaje mi się, że serial jest lepszy od swojego papierowego poprzednika. Z niewiadomych względów początkowo podchodziłam do niego sceptycznie. Bałam się, że będę się nudzić, skoro znałam już wielki sekret, jednak myliłam się. Fajnie było odkrywać całość na nowo. Dodatkowym plusem jest fakt, że główny bohater przestał mnie drażnić. W książce wydawał mi się zbyt szablonowy i choć w serialu również od stereotypów nie ucieka to jest bardziej ludzki. Na minus zaliczam brak tak brutalnych i creepy scen, jakie miały miejsce w powieści (np. polowanie). Małe pranie mózgu? Zawsze staram się pisać o serialu, gdy ten dobiegnie końca (lub przynajmniej dany sezon), bo wierzę, że zakończenie ma znaczenie. W tym przypadku było idealne. Bohaterowie zmieniali się, adaptowali do warunków i sytuacji, a przy tym posiadali dość zróżnicowane osobowości. Samo zakończenie aż się prosiło o dokończenie. Z jednej strony jest niemal idealne, pasujące do całej produkcji, a z drugiej ogromnie rozbudza wyobraźnie i aż chce się krzyczeć "Co będzie dalej?!". Na zakończenie zdradzę Wam, że w "Miasteczku Wayward Pines" pasuje lekko niepokojący klimat. Wszystko owiane jest tajemnicą, a my nie możemy być pewni, ani tego kto jest dobry a kto zły, ani czy nowo odkryta prawda w istocie jest prawdą. To fajna odmiana od seriali, które zazwyczaj oglądam i opisuję. Nawet nie ma tu wątków miłosnych zasługujących na uwagę. Tylko spiski, tajemnice i rebelia, a wszystko to prowadzi do równie niepokojącej wizji przyszłości. Wiecie jednak co jest najgorsze? Nie mogę Wam powiedzieć nawet połowy interesujących wątków, bo to będą okropne spoilery, zwłaszcza, że serial ma jedynie 10 odcinków. Ps. Jeśli ktoś oglądał to koniecznie dajcie znać - pospamujemy w komentarzach! Letnie wesołe miasteczko na szczecińskiej Łasztowi 2022 Huczne otwarcie sezonu pokrzyżowała co prawda pogoda, ale przez cały (w większości słoneczny) tydzień szczecinianie tłumnie odwiedzali Holiday Park na Łasztowni. W ten weekend pogoda jest zmienna, ale póki nie pada w wesołym miasteczku nie braknie wielbicieli i w tym roku wesołe miasteczko bez ekstremalnych atrakcji (brak VMAX), ale i tak przyciąga mieszkańców. Za dnia słychać przede wszystkim piski dzieci, a wieczorami szczecinianie zjawiają się by zarówno skorzystać z atrakcji, jak i nacieszyć się samą atmosferą i widokiem, bo podświetlony diabelski młyn oraz sąsiednie dźwigozaury naprawdę robią zobaczcie sami. Byliśmy i my sie trochę pobawić w wesołym miasteczku na Łasztowni: W sezonie letnim 2022 Holiday Park będzie działać do 28 sierpnia. W tygodniu, od poniedziałku do czwartku w godz. W piątki od południa do północy, w soboty od także do północy, a w niedzielę od do Przypominamy, że na Łasztownię można w tym roku dojechać autobusem. Wesołe miasteczko na Łasztowni. Cennik 20221 token 5 zł Przy zakupie za 100 zł otrzymuje się 30 tokenów Ceny poszczególnych atrakcji w Holiday Park SzczecinThe Flyer - 6 tokenów Diabelski Młyn - dorośli - 7 tokenów, dzieci 5 tokenów Jumbo - 3 tokeny Dom zabaw Crazy Vegas - 3 tokeny Autodrom HOT Cars - 3 tokeny Trampoliny - 3 tokeny Bubgee - 5 tokenów Dziecięca karuzela - 2 tokeny Break Dance - 5 tokenów Entertainer - 5 tokenów Family Coaster - 3 tokeny Bugy - 3 tokeny Hollywood Star - 3 tokeny Koło widokowe. Wheel od Szczecin Podniebna podróży na szczecińskim młynie trwa około 30 minut. Żeby uniknąć stania w kolejkach bilety można kupić online na na Bilet normalny cena 35 zł Bilet ulgowy cena 25 zł (dla osób do 140 cm wzrostu) Bilet dla 6 osób (1 gondola) 180 zł Bilet do gondoli VIP cena 100 zł dla 1 osoby (max w gondoli 4 osoby) Ze względu na to, że szczeciński lunapark nie jest obiektem stacjonarnym, nie realizuje bonów turystycznych. Wesołe miasteczko na Łasztowni działa na całego! Zobacz ZDJĘ... Szczecinianie oszaleli na ich punkcie! Gdzie i za ile kupimy ten przysmak lata?Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera Niedaleko stąd jest miasto Sambor i Rudki. Najbliżej natomiast było do powiatowego miasta słoneczny dzień 1 września bardzo głęboko zapadł w pamięci ośmioletniego chłopca, którym wówczas byłem. Napiszę więc tak jak to wtedy przeżywałem wspólnie z Rodzicami, Babcią i Sąsiadami. Wszyscy byli bardzo przygnębieni i pełni niepewności, co z nami będzie. Mamy przecież wojnę, przyjdą ciężkie czasy, czy damy radę Niemcom pomimo uspokajających komunikatów płynących od władz. Niestety, z upływem czasu przyszło załamanie, że tak szybko postępują Niemcy i wnet do nas przyjdą, gdyż były bombardowania Lwowa, a i u nas było słychać warkot samolotów. Tymczasem stało się coś czego nie mogłem zrozumieć, gdyż przyszło jakieś dziwne wojsko, z karabinami często na sznurkach. Na głowie mieli spiczaste czapki bez daszka, przylegające do twarzy, z czerwoną gwiazdą na czole. Bałem się ich, gdyż wygląd i rysy ich lic nie przypominały naszych ludzi. Rodzice nie puszczali mnie z domu, gdyż Babcia przyniosła wiadomość, że mają nas za wrogich kułaków, których trzeba rozparcelować. O ile pamiętam, nie mieliśmy setek hektarów, ale nie byliśmy też biednymi małorolnymi sobie, że Niemcy jednak przyszli. Powstała dywizja SS Gałyczyna, czyli SS Galizien i zaczęła się eksterminacja ludności polskiej z rąk nacjonalistów, czyli szowinistów ukraińskich. Dla mnie też było to niezrozumiałe, gdyż jak dotychczas żyliśmy w zgodzie z Rusinami. Obchodziliśmy tzw. ruskie święta, a oni polskie. Pamiętam, że przyjaźniłem się z dziećmi sąsiadujących Rusinów. Bawiliśmy się razem, użyczałem im roweru, co wówczas dla chłopców było bardzo ważne. Na Święta Bożego Narodzenia przynoszono do chałup słomę, co dla mnie było atrakcją i zachęcało do zabaw na podłodze, czy klepisku ze słomą. Ja też zapraszałem niektórych kolegów na świąteczny poczęstunek w naszym domu. Wobec napływających wiadomości o coraz bardziej okrutnych mordach na ludności polskiej nie mogłem uwierzyć, że w mieszanych małżeństwach mąż, teraz Ukrainiec, musiał zamordować żonę Polkę. Czy też w okrucieństwa zadawane Polakom przed mieszkające we Lwowie donosiło o morderstwach na polskich profesorach dokonanych przez studentów ukraińskich. W oparciu o SS Gałyczyna i SS Galizien nastąpiła eksterminacja polskiej inteligencji i ludności polskiej pozostawionej samej sobie. Wraz z rodziną żyłem w strachu, czy i nas nie obejmie ta eksterminacja. W międzyczasie bowiem Niemcy aresztowali Ojca, a jedynymi obrońcami pozostały trzy psy. Jeden dorodny doberman szkolony jako pies obronny pilnował wejścia do domu i obejścia. Nad ranem pewnego dnia został jednak zastrzelony przez tych, którzy i nas chcieli zlikwidować. Matka i Babcia miały bowiem ostrzeżenia. W związku z tym Mama natychmiast spakowała najbardziej potrzebne rzeczy, wynajęła furmankę od zaprzyjaźnionego Polaka i wraz z bratem, jeszcze niemowlęciem, wyjechaliśmy do Rudek. Było to rodzinne miasto Matki. Mieszkały tam jeszcze siostry Mamy. Jedna mieszkała z Dziadkiem i miała nieduże gospodarstwo, a Dziadek opiekował się sadem i hodował pszczoły. Były więc warunki mieszkaniowe i ekonomiczne, aby dać nam schronienie. Druga Ciocia mieszkała z mężem w niewielkim mieszkaniu, ale życie rodzinne kwitło i często odwiedzaliśmy się. Ta druga Ciocia była moją matką chrzestną i wraz z Wujkiem częstowała nas słodyczami. Pewnego razu zapytała kilkuletniego młodszego Brata, czy jadł cukierki. Na co Brat odpowiedział, że często jada cukierki bobowe. Ja chodziłem tu do szkoły podstawowej, pomagałem w gospodarstwie i jako członek kółka ministrantów pilnie służyłem do Mszy Świętej przed ołtarzem, w którym królowała łaskami słynąca Matka Boska Rudecka. (…)W Rudkach też doznałem silnego przeżycia, gdy wyszedłem po drabinie na strych nad oborą. Nagle poruszyło się tam zgromadzone siano. Po chwili z tej sterty wyłonił się oblepiony sianem nieznany człowiek. Przestraszony, pobiegłem do Cioci z pytaniem, kto to jest. Ciocia wyjaśniła mi, że trzeba pomóc ludziom, którzy ukrywają się przed Niemcami podobnie jak Ojciec. Powiedziała, że nie wolno mi nikomu o tym mówić, gdyż Niemcy rozstrzelaliby nas wszystkich. Zdradziła, że ukrywają się tam znajomi i zaprzyjaźnieni Żydzi, którzy niegdyś u niej mieszkali i że w pełni zasługują na to, aby ich przechować. Powiedziałem, a właściwie przyrzekłem, że nikomu o tym nie powiem. I tak się stało, gdyż jako chyba 11- czy 12-letni chłopiec w pełni to rozumiałem. W międzyczasie Rodzice porozumieli się z kuzynką Matki, która zachęcała nas do przyjazdu do wsi Słomka tuż obok Mszany Dolnej. Ciocia była lekarką i żyła samotnie, gdyż Niemcy aresztowali jej męża, który chyba zginął. Nie przypominam sobie szczegółów podróży do Słomki. Pamiętam, że było też z nami znajome małżeństwo z Rudek. (…) Zamieszkaliśmy w małym drewnianym domku blisko drogi, użyczonym przez bardzo dobrych i przychylnych nam gospodarzy - państwo Wystarczyków, z których synem Zygmuntem i jego Rodziną mieszkającą w Nowym Sączu przyjaźnię się do dziś. Razem pasaliśmy krowy jego Rodziców i zbieraliśmy grzyby u podnóża góry Lubogoszcz. Jak mogłem, starałem się pomagać Rodzicom i Cioci lekarce, która wyjechała stąd jeszcze przed wyzwoleniem spod niemieckiej okupacji. Miałem wtedy już tyle siły, aby mleć na żarnach pszenicę i żyto na mąkę. Matka używała jej do pieczenia chleba i innych spożywczych uczęszczałem na tzw. tajne komplety, które prowadził dr Sebastian Flizak, wspaniały człowiek i nauczyciel, późniejszy dyrektor Muzeum w Mszanie Dolnej. Przerabiałem wtedy pierwszą i drugą gimnazjalną. Nieraz jadąc do Bielska specjalnie wybierałem drogę przez Mszanę Dolną, aby odwiedzić Profesora Flizaka i ofiarować mu bardzo dobry gatunek kawy oraz zapytać o zdrowie. Przy tej okazji dowiedziałem się, że Profesor Sebastian Flizak wykładał również w Sanoku i uczył moją Żonę. Dożył sędziwych lat i pozostał w pamięci wdzięcznych uczniów oraz mieszkańców Mszany Dolnej i okolic oraz sanoczan. Dopiero w Słomce, obecnie dzielnicy Mszany Dolnej, zdaliśmy sobie sprawę, że pomimo serdecznej, rodzinnej atmosfery w Rudkach, żyliśmy na przysłowiowej beczce prochu. Na szczęście, dobrze się to zakończyło. Dowiedzieliśmy się, że Cioci udało się przechować żydowską rodzinę, co ucieszyło nas zbliżała się powoli do końca. Armia Czerwona nacierała wzdłuż szosy od Limanowej do Mszany Dolnej i Nowego Sącza w kierunku Krakowa. Mieszkając przy tej szosie znaleźliśmy się na linii frontu. Część mieszkańców uciekła do krewnych w pobliskich wioskach. My natomiast nie mieliśmy takiej możliwości, ale zostaliśmy zaproszeni do piwnicy solidnego murowanego domu, trochę cofniętego od szosy. Przebywało tam kilkanaście osób wraz z moją rodziną. Ta cała poniewierka, jak pamiętam, trwała cały tydzień. Rosjanie nie mogli sforsować zapamiętale broniących się Niemców. Na wzgórzach nad szosą rozlokowano gniazda karabinów maszynowych i strzelców wyborowych, a od strony przydrożnych domów rozmieszczono broniących tego odcinka Niemców. Już o zmroku zapalali stare, opuszczone chałupy, oświetlając tym samym szosę. Nastrój nas, oczekujących na wyzwolenie, coraz bardziej się pogarszał, narastało poczucie zagrożenia życia, gdyż coraz bliżej naszego schronienia paliły się domy. Wśród salw karabinowych i pojedynczych strzał armatnich odmawialiśmy modlitwy, a szczególnie różaniec. Jedna z kul armatnich trafiła w poddasze naszej kamienicy, wyrywając z przeraźliwym hukiem znaczną dziurę w murze. Zaczęło też brakować żywności. Najbliżej mieszkający przemykali do swoich domów, aby coś przynieść i równocześnie nakarmić domowe zwierzęta. Mężczyźni zaczęli gromadzić wodę w różnych pojemnikach, aby w razie pożaru bliskiego domu bronić się przed ogniem. Zaczęło to wszystko wyglądać wręcz beznadziejnie i tragicznie. Rosjanie od prawie tygodnia nie mogli przełamać tego odcinka frontu, a nam groził pożar pobliskiego domu, i to już następnego wieczora. Zestresowani uczestnicy naszego schronienia dyskretnie obserwowali przez małe przyziemne okienka piwniczne, co się dzieje na pobliskiej szosie. Podejrzewano, ze zbyt długo trwający brak postępu na tym odcinku frontu wymaga zastosowania jednak duże szczęście, bo w dniu zagrażającego nam pożaru okolicznego domu usłyszeliśmy warkot czołgowych motorów i wreszcie ukazały się pierwsze czołgi. Patrzący ostrożnie przez małe okienka piwniczne zauważyli i usłyszeli huk trafionego pancerfaustem czołgu. Zaczajony w przydrożnym rowie Niemiec w ten sposób zaatakował jeden z pierwszych czołgów. Za chwilę wpadł do piwnicy radziecki czołgista trzymający pistolet gotowy do strzału i zawołał: "Giermańców u was niet?". "Niet, niet" - odpowiedzieliśmy. A on: "Wot ja tak z tretiej maszyny, dajtie wodu". I zauważył wodę w wiadrze. Wziął więc oburącz to niepełne wiadro wody i pił łapczywie, a następnie szybko wyszedł. Okazało się, że czołg został trafiony w tylną część i dlatego na miejscu zginął strzelec, a jego kolega został ciężko ranny i znalazł się w polowym jak za czołgami biegła sowiecka piechota z okrzykami "hura, za rodinu, za Stalinu!", strzelając do uciekających Niemców, którzy zza domów i różnych zasłon sprytnie się ostrzeliwali, zabijając i raniąc trochę na oślep biegnących Rosjan. Fragmenty tej bitwy można było obserwować ukradkiem i z boku przez te małe piwniczne okienka. Strasznie to wyglądało, ale po przejściu frontu zapanowała radość, że jesteśmy wolni i uszliśmy z życiem z tych tragicznych zdarzeń. Następnego dnia, gdy front przesunął się za Mszanę Dolną, poszedłem z kolegami, wraz z Zygmuntem, z którym schroniliśmy się w piwnicy, oglądać zniszczony czołg. Wokół niego i na okolicznym polu znaleźliśmy szczątki osobistych rzeczy chyba tego, który zginął. Pamiętam jakiś mocno zniszczony portfel i strzępy ubrania. Ogromne wrażenie zrobiła na mnie, wtedy 13-letnim chłopcu, wizja lokalna na wzgórzach za szosą, gdzie były gniazda strzeleckie. Ostrzeliwały one głównie szosę i miejsca, gdzie toczyły się walki. Wyzwolenie bowiem spod okupacji niemieckiej w tym zakątku kraju nastąpiło, jak sobie przypominam, wczesną wiosną 1944 roku. Szliśmy po przemarzniętej ziemi z niewielką ilością śniegu. Widok był makabryczny, gdyż poza leżącymi zwłokami Niemców, w niektórych okopach siedzieli żołnierze jak żywi, trzymający broń i tak zastygli po śmiertelnym strzale. Rosjanie chcieli ich obejść od góry i - jak widzieliśmy - częściowo to się udało. Były bowiem również i zwłoki żołnierzy był członkiem zespołu organizującego pochówek zabitych żołnierzy i przywracającego w miarę możliwości normalne życie w wiosce. Znał się też na chorobach zwierząt gospodarskich, a w szczególności koni. Niektóre z nich wymagały wyzwoleniu Krakowa pojechaliśmy do trzeciej najmłodszej Siostry Matki mieszkającej w Prokocimiu. Stamtąd chodziłem do szkoły średniej im. Tadeusza Kościuszki w Podgórzu. Był to spory kawał drogi, który pokonywałem pieszo. Skończyłem drugą i trzecią klasę gimnazjalną, a resztę, łącznie z maturą i studiami lekarskimi, kończyłem już w Bytomiu. Tam dostał pracę Ojciec i ściągnął nas na Śląsk. Było tam dużo kresowiaków i układało nam się dość dobrze. Nagłe zwroty akcji, trzymające w napięciu i pełne emocji śledztwo już od 25 kwietnia o 22:00 na kanale FOX. To wszystko za sprawą nowego serialu kryminalnego „Cała prawda o Pam”. W tytułowej roli widzowie zobaczą Renée Zellweger, która wciela się w postać morderczyni z amerykańskich przedmieść. Historia oparta jest na prawdziwych zdarzeniach. Sprawdź godziny emisji serialu „Cała prawda o Pam” w PROGRAMIE TV Serial „Cała prawda o Pam” to sześć odcinków, w których widzowie poznawać będą historię prawdziwej zbrodni sprzed lat. 27 grudnia 2011 roku w spokojnym amerykańskim miasteczku zamordowano Betsy Farię. Śledczy od razu zakładają, że zbrodni dopuścił się jej mąż, który zostaje skazany i trafia za kratki. Jednak brakuje dowodów na jego winę. Wiele wskazuje natomiast, że winną jest przyjaciółka Betsy – właśnie Pam Hupp. Tytułowa bohaterka jest miłą, niewyróżniającą się matką i żoną. Jak to możliwe, że spokojna kobieta, której sąsiedzi nigdy nie posądziliby o coś złego, dopuszcza się morderstwa? Serial ukaże nie tylko motyw zbrodni. Pełna zwrotów akcji i nieoczywistych sytuacji produkcja z pewnością dostarczy widzom sporo emocji. Sprawa Pam Hupp od wielu lat jest komentowana w Stanach Zjednoczonych. Kilkukrotnie omówiono ją w programie telewizyjnym – Dateline NBC. Stacja wyprodukowała również kilkuodcinkowy podcast, w pełni poświęcony sprawie Hupp, który cieszył się niezwykłą popularnością. Nic dziwnego – w końcu tytułowa bohaterka jest zwyczajną kobietą, której nikt by nie podejrzewał o dokonanie zbrodni. Jak pokazuje historia – pozory mogą mylić, a za zamkniętymi drzwiami często dzieją się rzeczy, które nie przyszłyby do głowy. W serialu – oprócz wspomnianej już Renée Zellweger w roli Pam Hupp – występują również Glenn Fleshler jako Russ Faria, Josh Duhamel jako Joel Schwartz, Judy Greer jako Leah Askey, Gideon Adlon jako Mariah Day, Sean Bridgers jako Mark Hupp, Suanne Spoke jako Janet oraz Mac Brandt jako detektyw McCarrick. Sprawdź ofertę kanału FOX w PROGRAMIE TV „Cała prawda o Pam” w każdy poniedziałek o 22:00 na kanale FOX. Powtórki odcinków w każdy wtorek o 22:55 i w soboty po seansie filmowym. Źródło: FOX Networks Group

cała prawda o miasteczku